środa, 20 stycznia 2016

#5

- WYBRANA! WYBRANA! WYBRANA! - te słowo było słychać w całej sali. Wszyscy je wykrzykiwali. Uciszyli się wtedy gdy James wstał i uciszył ich  podniesiem prawej dłoni.
- Pozwólmy by Wybrana coś powiedziała. - rzekł spoglądając na mnie.
- Co tu się do cholery wyprawia? - zapytałam wstając. - To jest jakiś żart, prawda? Zaraz wszyscy zaczniecie się śmiać i wyśmiewać mnie, że dałam się nabrać? - byłam wściekła. - Ale wiecie co? - zapytałam. - Mało zabawne! - krzyknęłam i wybiegłam z sali. Pobiegłam do pokoju, który tymczasowo miał należeć do mnie. Wbiegłam do niego. Zabrałam przy okazji klucz, który był po zewnętrznej stronie drzwi. Zamknęłam się na klucz. Usiadłam w kąt i zaczęłam płakać. Byłam wściekła na siebie, na nich, na tą całą chorą sytuację. Nagle usłyszałam jakiś cichy szept "Clare, Clare." Przestraszyłam się.
- Ktoś tu jest? - zapytałam bardziej wciskając się w kąt, w którym siedziałam. Znowu ten szept "Clare, tutaj." Stwierdziłam, że muszę wziąć się w garść i sprawdzić co to lub kto to jest. Zaczęłam obchodzić cały pokój. A ten szept coraz bardziej narastał. Gdy podeszłam do półki z książkami szept był najwyraźniejszy.
- Ktoś tu jest? - zapytałam szeptem.
- Tak. - krótka odpowiedź.
- Co Ty tam robisz? - zapytałam.
- Widziałem jak wybiegłaś z sali, więc postanowiłem cię poszukać. - odpowiedział.
- To znowu jakiś chory żart? - zapytałam zdenerwowana.
- Nie, uspokój się, proszę cię, nie mogą wiedzieć, że tu jestem. - powiedział szybko.
- No dobrze. - wdech. - Więc co tutaj robisz?
- Przyszedłem zabrać cię na krótki spacer. Chciałem opowiedzieć ci o co tutaj chodzi. - powiedział.
- Ale jak mam niby iść, jeśli mają oni nas nie widzieć? - zapytałam z ironią.
- Znajdź na półcę książkę z pół księżycem na boku, pociągnij ja, a półka się odsunie. - podpowiedział. Zrobiłam jak mi kazał. Znalazłam tą książkę. Była na 3 półce, 3 w rzędzie. Pociągnęłam ją. Szafka zaczęła się odsuwać. Jak na moje zdziwienie strasznie cicho. Za nią ujrzałam drzwi. Były otwarte. Stał w nich wysoki, brązowooki blondyn.
- Witaj. - powiedział z przesłodkim uśmiechem. "Ogarnij się.", powiedziałam sobie w myślach. "On może być wrogiem", dokończyłam.
- Hej. - odpowiedziałam bardziej ostrożna.
- Nie bój się, podejdź. - powiedział i wyciągnął w moją stronę swoją dłoń.
- Na pewno nic mi nie zrobisz? - zapytałam trzymając rękę niepewnie przy twarzy.
- Obiecuję. - powiedział i przyłożył swoją pięść do miejsca, gdzie powinien mieć serce. "Ciekawe czy je tam ma", pomyślałam. Wbrew swojej woli uśmiechnęłam się na ten gest. Ale od razu spoważniałam.
- Gdzie chcesz iść? - zapytałam, prostując się.
- Gdzieś gdzie nas nie znajdą. - powiedział. - To znaczy, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać. - szybko się poprawił. Moja mina musiała być bezcenna.
- No dobrze. - odpowiedziałam już bardziej spokojna. - No to chodźmy powiedziałam i zrobiłam krok w jego stronę. Spojrzałam na niego. Widać było, że próbuję powstrzymać śmiech. - O co chodzi? - zapytałam.
- Naprawdę chcesz iść w tych butach? - zapytał cicho śmiejąc się. Spojrzałam na swoje buty. W sumie miał rację. W szpilkach daleko bym nie zaszła.
- Poczekaj tutaj. - cofnęłam się do łóżka, usiadłam na nim, zdjęłam szpilki i założyłam swoje buty do jeżdżenia konno. Stwierdziłam, że sukienka też nie jest zbyt najwygodniejszym strojem na spacery. - Możesz się odwrócić? - zapytałam.
- Po co? - zapytał blondyn. - A no tak, już. - powiedział, zarumienił się i odwrócił. Ja w tym czasie się przebrałam. Podeszłam cicho do niego, zbliżyłam swoją twarz do jego ucha, starając się nie oddychać.
- Gotowa. - powiedziałam.
- No to dobrze. - powiedział chłopak nie wzruszony.
- Ej. - zatrzymał się. Odwrócił w moją stronę i spojrzał na mnie.
- Co? - zapytał.
- Już nic. - westchnęłam. - Chodźmy.- szliśmy jakimś korytarzem, w którym jedynym światłem były pochodnie, rozmieszczone na ścianie co jakieś 3-4 metry. - To dokąd idziemy? - zapytałam po przejściu jakiś 200 metrów w kompletnej ciszy.
- Zobaczysz. - powiedział i skręcił w lewo. Podążyłam za nim. Przed nami ujawnił się przecudowny widok.
- Ale tu pięknie. - powiedziałam. Znajdowaliśmy się w jakiejś niby jaskini. Nie miała żadnego sufitu ani nic, dzięki czemu do środka wpadał blask księżyca.
Po środku znajdywało się malutkie jeziorko, w którym owy blask się odbijał. Wokół rosło pełno trawy. Przy jednym z brzegów jeziorka rosło drzewo. Usiedliśmy pod nim i zaczeliśmy rozmowę.
- Więc o co w tym wszystkim chodzi? I o co chodzi z tą całą wybraną? - zapytałam zniecierpliwiona. Chłopak spojrzał się na mnie jakby nie wiedział co powiedzieć albo od czego zacząć.
- Ty wierzysz w to wszystko? - zapytał.
- Oczywiście, że nie. - odpowiedziałam. - Przecież to są jakieś bzdury. Jak ja mogę być jakąś śmieszną wybraną, jeżeli ja niczym nie wyróżniam się od innch. - powiedziałam zdziwiona.
- Spokojnie. - powiedział. - Chciałem się tylko upwenić.
- Upewnić w czym? - zapytałam.
- Że ta banda, którą widziałaś tam przy stole to jacyś kompletni świrusy. - powiedział śmiejąc się. Zaśmiałam się mimowolnie.
- Więc nie zwariowałam? - zapytałam. - Uff. - zaśmiałam się. - Ale co ty tu robisz skoro w to wszystko nie wierzysz? - zapytałam.
- Mój brat stwierdził, że mam magiczne zdolności i potrafię władać nad żywiołami.
- A czemu tak stwierdził? - zapytałam.
- Pewnego dnia... - zaczął i poprawił swoją pozycję do siedzenia. - poszliśmy razem z moim bratem nad jezioro. Chciałem się wygłupić i pokazać, że umiem panować nad wodą. Podniosłem rękę i upuściłem ją, a woda zafalowała tak jakby coś do niej wrzucono. Stwierdził wtedy, że ja też mam jakieś moce i przyprowadził mnie tu. Moim zdaniem wtedy jakieś morskie zwierze wykonało tą falę, a nie ja, ponieważ później wiele razy w domu próbowałem. Ale raczej na moje szczęście to był zwykły zbieg okoliczności. - dokończył i spojrzał na taflę wody. - Czasami naprawdę żałuję, że wtedy chciałem się wygłupić. Może wtedy miałbym normalne życie. A nie cały czas tylko treningi i treningi, bo James uważa, że posiadam jakieś ukryte moce, tylko trzeba je we mnie uaktywnić. - chwila ciszy. - Czasami mam już dość. - powiedział. Miałam niezmierną ochotę go przytulić i pocieszyć. Czułam, że on tego potrzebuję, ale nie wiedziałam czy akurat ode mnie. Nie odezwałam się ani razu dopóki nie skończył. - Chciałaś wiedzieć o co chodzi z tą całą wybraną, prawda? - zapytał od razu zmieniając temat, nie dając mi możliwości skomentowania tego co usłyszałam przed chwilą. Chciałam już się odezwać gdy usłyszeliśmy, że ktoś idzię w tę stronę.
- Musimy się ukryć. - szepnęłam.
- Chodź. - powiedział blondyn i złapał mnie za rękę. Najwidoczniej do tej jaskini było więcej wejść niż mi się wydawało. Myślałam, że ktoś idzie tym korytarzem, którym my przyszliśmy, ale najwidoczniej tak nie było, bo wbiegliśmy do niego i nikogo w nim nie było. Gdy dotarliśmy do drzwi przez które tam weszliśmy chciałam je otworzyć. Były zamkniętę.
- I co teraz? - zapytałam przerażona. - Złapią nas. - powiedziałam załamana,
- Spokojnie. - powiedział i podszedł do drzwi. Przekręcił klucz i je otworzył.
- A. - powiedziałam. Szybko weszłam do środka. Chłopak chciał już zamykać drzwi.
- Poczekaj. - zawołałam. - Powiedz mi jak masz na imię. - powiedziałam. Spojrzał na mnie, zatrzymując się.
- Mam na imię Luhan. - powiedział poważnie. - Ale możesz mówić mi Lu. - uśmiechnął się i chciał już zamykać drzwi.
- Dobranoc Lu. - powiedziałam z miłym uśmiechem. Chłopak przygryzł wargę patrząc mi w oczy.
- Dobranoc Clare. - i zamknął drzwi,

-------------------------------------------------------------------------------------------
~ Aktualizacja bohaterów.

1 komentarz:

  1. Na początku myślałam, że Luhan to Sehun, lol. Rozdział fajny, chcę się dowiedzieć o co chodzi z tą wybraną. Czekam <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie szczere komentarze :3 ;)